Choć w praktyce moja walizka nadal czeka na spakowanie.
Lecę jutro na kolejną część szkolenia. (Własnie spojrzałam na zegar - nie jutro, lecz dziś.)
I po raz pierwszy nie cieszę się, że będę w mieście, o którym kiedyś tak bardzo marzyłam.
Ostatni raz byłam tam prawie 11 lat temu.
Paryż.
8 dni.
I taki paradoks - spędzę walentynki w mieście miłości, a daleko od męża.
Oparzyłam sobie przedramię żelazkiem.
Strasznie chce mi się spać.
A w kwestii samej podróży - kilka dni temu śnił mi się spadający samolot...
Trzeba było dogadać się z innymi uczestnikami i jechać samochodem.
będzie dobrze! :* a walentynki nadrobicie po powrocie :)
OdpowiedzUsuńI tak jest postęp - ostatnie walentynki bez męża spędzałam w szpitalu, kilkaset km od domu... :)
OdpowiedzUsuń