Kilka dni temu znów zaczął padać śnieg. Tyle śniegu już w życiu widziałam, tyle razy zachwycałam się pierwszym śniegiem, a za każdym razem wolno wirujące płatki budzą we mnie jakieś nieopisane uczucie, bliskie wzruszeniu, wypełniające duszę poczuciem bezpieczeństwa i spokoju (złudne to poczucie, bo znika natychmiast po wyjściu z domu, kiedy trzeba usiąść za kółkiem i jechać w takich warunkach).
Kiedy jeszcze nie miałam prawa jazdy, uwielbiałam podróżować i patrzeć na padający śnieg.
Pamiętam jedną z podróży autobusowych do Francji, zimą, pod koniec grudnia. Wirujące płatki śniegu na autostradzie, podróż nocą, taki spokój niesamowity (nie zastanawiałam się wtedy, co myśli kierowca prowadząc ogromny autobus przy takiej pogodzie).
Dziś znów pada. Siedzę na przeciwko okna, za którym wysokie tuje pokrywa kolejna warstwa śnieżnych płatków. I nie widzę nic więcej. Ciemna zieleń przemieszana z bielą. Nawet niebo takie białe. I znów się rozczulam i zachwycam.
Pewnie za kilka godzin mój zachwyt zupełnie przeminie - będę musiała usiąść za kierownicą i pokonać 90 km (pracowita niedziela - mam zajęcia z zaocznymi).
Mało śpię ostatnio, ciężko mi wstać, kiedy budzik dzwoni, za niecały miesiąc mam tydzień urlopu i wyjeżdżam. Tymczasem zaczyna się ostatni tydzień zajęć, potem sesja, zaliczenia, spotkania przeróżnych komisji, zebrania - gdzieś w tym wszystkim bale przebierańców u chłopców, planowana wyprawa na sanki i kolejny rok nie nauczę się jeździć na nartach, bo zupełnie nie ma kiedy (choć tak blisko mam w góry).
Wirujące płatki śniegu mają w sobie coś magicznego.
Pamiętam jedną z powieści, która była lekturą obowiązkową na studiach - zaczynała się od opisu padającego śniegu i kilka razy przymierzałam się do jej lektury, za każdym razem zasypiając przy pierwszych stronach i opisach śniegu. W końcu przebrnęłam przez początek czytając go niemal na stojąco, a potem było już łatwiej, śnieg co prawda wracał, ale sama książka wcale nie działała na mnie usypiająco (jedna z fajniejszych powieści, jakie czytałam - "Król się nudzi" J. Giono).
Podnoszę głowę, spoglądam ponad ekran komputera i znów przyciąga mnie wirowanie płatków.
Jest tak śnieżnie, tak biało i cudownie. Taką zimę lubię. (Poniżej widok z innego okna, jakość średnia, bo zdjęcie z telefonu, ale właśnie tak u nas teraz wszystko wygląda).
Zima najwiekszy urok ma wtedy kiedy swobodnie mozna podziwiac ja przez okno w cieplym domu, albo kiedy beztrosko bryka sie na sniegu z dzieciakami ... zupelnie inny wymiar pojawia sie kiedy trzeba rano odsniezyc schody i odkopac samochod i jechac do pracy ledwo widzac swiat zza szyby ;)) tak ...
OdpowiedzUsuńMilej niedzieli :))
Zgadza się :) Ale i tak za kierownicą łapię się na tym, że wirujące płatki zaczynają mnie hipnotyzować, wtedy pomaga żywa muzyka i głośne śpiewanie ;)
UsuńTo jedna z tych odmian piękna, które ciężko opisać słowami - nic dziwnego, że "król się nudził", a Ty zasypiałaś :D
OdpowiedzUsuńtroszkę ciężkie to tło do czytania...
Babo, dzięki za informację o tle, jak piszę, to nie zwracam na to uwagi, zaraz coś z tym zrobię.
OdpowiedzUsuń