niedziela, 16 grudnia 2012

Piernikowo

Pieczenie pierników może wcale nie cieszyć.
Najpierw wymieszałam składniki. I wszystkiego było "na oko", bo po co zostawiać kawałeczek masła, a w takim razie trzeba też więcej mąki...
Kiedy skończyłam mieszanie, spojrzałam z powątpiewaniem na zawartość miski - przecież tego nie da się wałkować... Mam za swoje, trzeba było trzymać się przepisu.
A trzy minuty później wycinałam pierwsze pierniki.
Nie wiem, ile ich wyszło. Nie liczyłam, ledwo nadążałam z wyjmowaniem blach z piekarnika.
Sporo ich zniknęło, zanim jeszcze zdążyłam je udekorować.
Wyjątkowo późno powstały tegoroczne pierniki.
Jelonek vel Młodszy pomógł trochę w wycinaniu.
Pipek vel Starszy stwierdził, że nie ma ochoty.
Na pomaganie. Na pierniki też.
Potem zmienił zdanie i pół talerza pierników zniknęło w mgnieniu oka.
Ale to jakoś nie tak miało być.
Miało być razem.
I niechby kuchnia tonęła w mące, kakao, przyprawach i kolorowej posypce.
Czasem (często) myślę sobie, że kompletnie nie nadaję się na matkę.
Patrzyłam z zazdrością na koleżankę w trzeciej ciąży.
Wczoraj dowiedziałam się, że moja inna koleżanka, mama trójki dzieci, tego lata zaadoptowała jeszcze  bliźniaczki (i nie jest to kobieta, która siedzi w domu, ma takie stanowisko, jak ja, kończy doktorat, działa aktywnie w stowarzyszeniach i znajduje czas na zawożenie dzieci na zajęcia pozalekcyjne, wyjazdy z nimi na turnieje itp.).
A dziś rano, gdy kupowałam ciasto na świątecznym kiermaszu, patrzyłam na pewnego chłopaka (około 20 lat, na oko), który pomagał dziewczynom nakładać ciasto. Patrzyłam, bo on ma czas na spotkania grupy teatralnej, na pomaganie dzieciom z ubogich rodzin, a przy tym jest taki pełen radości i spokoju. I patrzyłam na jego mamę i miałam ochotę zapytać, jak wychowała takiego wspaniałego syna.
Dookoła mnie widzę idealne matki, szczęśliwe w macierzyństwie, a jeśli nawet mają chore dzieci i mnóstwo problemów - doskonale radzą sobie z wszelkimi trudnościami.
A ja mam wrażenie, że nie potrafię.
Że uciekam przed problemami w pracę, ale nawet to nie wychodzi mi ostatnio najlepiej.
Tydzień temu dopadł mnie jakiś wirus, ból gardła i katar.
Ciągle jestem zmęczona, obolała, chce mi się spać,
Może to przez ten nastrój i zmęczenie nawet pierniki nie cieszą.
I jeszcze w tle referat, który miałam wysłać wczoraj, a nie skończyłam go pisać.
Zgłoszenie na konferencję, też do wysłania wczoraj, a nie mam jeszcze tematu.
To, czy zrobię habilitację, czy nie - nie uczyni mnie lepszą mamą (gorszą może tak, bo będę ciągle zabiegana, zajęta pisaniem i wyjazdami). A z drugiej strony - mam na to jeszcze kilka lat, a moi chłopcy będą coraz starsi (i problemy będą coraz większe).
I tylko czasem sobie przypominam znajomą malarkę, której młodsza córka urodziła się z porażeniem mózgowym - ta kobieta powiedziała mi, że wbrew temu, czego się spodziewała, to dopiero po narodzinach chorej córki miała więcej wystaw, więcej podróżowała, więcej działała.
Próbuję wszystko ogarniać, ale rezultat jest naprawdę kiepski. I kiedy słyszę od dziewczyn w pracy, że jestem taka poukładana i zorganizowana - nic nie mówię, ale zastanawia mnie, skąd ludzie biorą to przekonanie.

5 komentarzy:

  1. To ich przekonanie jest podobne do Twojego przekonania o tym, że inne matki są idealne, że sobie lepiej radzą. A skąd wiesz jak jest naprawdę? Widzisz tylko ułamek sekundy, na jego podstawie nie ma co wyrabiać sobie opinii ... jestem pewna, że jesteś wspaniałą matką, że starasz się najlepiej jak potrafisz i że to kiedyś wspaniale zaprocentuje! A że chłopcy nie mieli ochoty piec pierników? No cóż ... to nie jest żaden dowód na Twoje niepowodzenie :))
    Rosomaczko kochana, nie wkręcaj się w porównywania, to nigdy nie jest dobre ...
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz co? W zeszłym roku miałam twarde ciasto i klęłam ile wlezie i te pierniki to był jeden wielki stres, bo też nie nadążałam. W tym roku trafili się akurat goście i pomogli i była frajda, a i ciasto było inne i najpierw wycięliśmy wszystko, a dopiero jak było gotowe to poszłam to piec. A dzieci raczej przeszkadzały (młodszy - bo wykrawał gdzie popadło i jak popadło) lub też się nie chciało (starszy) lub zżerały lukier (starszy) lub też pierniczki (młodszy) i... co z tego? :))
    W tym wszystkim ważne, by sobie znaleźć jakiś nietypowy szczegół - w tym roku tak nam się udało z cukrowymi kolorowymi pisakami, które wszyscy koniecznie musieli wypróbować, nawet mój mąż i mamy pierniki rasta i ze swastykami ;)

    Ja też wciąż mam jakieś kompleksy, że za szybko tracę cierpliwość, że za mało z nimi pracuję, a na blogach widzę tyle wspaniałych zajęć, takie rozwinięte dzieci, które na pewno będą kochały te matki im pomagały na starość... bla bla - a tak naprawdę kto ma taką gwarancję? nikt :) a nasi rodzice też niekoniecznie mieli czas na pieszczochy, a jednak... jakos im się udało lepiej lub gorzej, prawda? Nam też się uda - pewna częśc cech jest w genach i już! :))

    Przytulanko!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej kochana, każdy ma taki czas. Ja tak miałam w zeszłym roku. A teraz czas tak szybko zaiwania, ze nawet nie zdążyłam się nastawić świątecznie! Głowa do góry, będzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzisz, ludzie biorą to przekonanie, ze jesteś dobrze zorganizowana w ten sam sposob, w ktory ty patrzysz na inne osoby i widzisz wspaniale spelniajacych sie ludzi. Bo nie widac ile to czlowieka kosztuje, widac tylko to co jest na zewnatrz. Popatrz czasem na siebie jak osoba z zewnatrz i zobaczysz jak oni to widza;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rosomaczko :) nie wiem, czy mogę dawać rady :) więc może zacznij od zmiany spojrzenia na siebie, dlaczego wymagasz od siebie więcej, więcej, więcej, więcej.... czy to nie budzi frustracji.... Czyż nie uwielbiamy się krytykować, porównywać wmawiać, że ktoś od nas jest lepszy itd.? na początek usiądź, taki przymusowy 15 minutowy relaks co dziennie :) pomyśl o sobie dobrze :))))))) zobacz z iloma sprawami dajesz sobie na co dzień :) a tak poza tym :) brak odpoczynku daje naprawdę w kość :) Pozdrawiam :) PS: Pierniczkowe zjawy jutro zagoszczą w mym domu :)

    OdpowiedzUsuń