Kiedy usiadłam przy stole z miseczką lukru i talerzami z posypką - chłopcy przyłączyli się. Najpierw Jelonek wyjadł pół talerza posypki, a potem Pipek rozsypał resztę na stole i pod stołem, ale było fajnie :) Pierniki wyszły całkiem przyzwoicie udekorowane. Może rzeczywiście lepiej, jak chłopcy nie plączą się w kuchni między stołem, a piekarnikiem, a wspólne dekorowanie było całkiem sympatyczne (jeszcze dziś rano znalazłam we włoskach kawałeczki posypki).
Zmykam do łóżka (znów zostało mnóstwo spraw na jutro, a godzinę temu powiedziałam mężowi, że zaraz będę w łóżku...) Poniżej część pierników - wyszło ich cztery razy tyle (pomijam te, które nie doczekały dekorowania...) I jeszcze chciałam napisać, że mamy czwartą papugę, ale o tym następnym razem.
Dekorowanie to najlepsza robota! Pamietam jak bylam mala, to najbardziej lubilam smarowac ciastka marmolada (a ile tej marmolady znikalo!)
OdpowiedzUsuńZ moją mamą nie dekorowałam pierniczków, za to lepiłyśmy hurtowe ilości uszek i pierogów, wtedy podjadałam farsz :)
UsuńUdekorowane pierniczki to jak zupełnie inne ciastka od razu :) one stworzone są do tego żeby je dekorować ;)
OdpowiedzUsuńWalczę ze sobą, bo od wczoraj mam ochotę na kolejne robienie pierników, tamte są super i powstrzymuje mnie tylko to, że jest jeszcze tyle innych rzeczy do zrobienia, może w piątek :)
Usuńno śliczne :)
OdpowiedzUsuńCzy ja dobrze przeczyałam...CZWARTĄ PAPUGĘ????!!! :D
Tak, czwartą nimfę, chyba sobie rekompensuję moją potrzebę posiadania większej gromadki, cztery nimfy rozrabiają i hałasują tyle samo, co dwie, więc nie ma większej różnicy, zauważam tylko, że znika więcej karmy, więcej owoców i warzyw, ale jak wszystkie cztery siedzą nad drzwiami albo bawią się w kury i chodzą po dywanie - balsam na zszarpane nerwy :)
Usuń