Mniej ostatnio sypiam i źle mi z tym, potrzebuję odpowiednich dawek snu, by właściwie funkcjonować.
Październik minął tak szybko, tyle się działo w pracy i poza nią, że czułam się, jakby kilka miesięcy minęło.
Zajęcia mam rozplanowane na jeden dzień. Fajnie. Ale w praktyce jestem w pracy 4 dni w tygodniu, jeśli nie częściej. Zebrania, szkolenia, spotkania - łapię się na tym, że brakuje mi czasu na przygotowywanie się do zajęć, jakby nagle proporcje się odwróciły.
Postanowiłam sobie, że od listopada we wtorki nie będę załatwiać żadnej papierkowej sprawy, to jest dzień dla studentów. I już w pierwszy wtorek listopada, zanim dobrze weszłam do budynku, okazało się, że trzeba zredagować jakieś pismo natychmiast... Studenci analizowali tekst, a ja stukałam w klawiaturę, wściekła niewyobrażalnie.
Znów dopadają mnie paskudne bóle głowy, mają związek z pracą i stresem.
Do tego dokłada się codzienność, chłopców lepsze i gorsze dni w przedszkolu i szkole (czemu tych lepszych dni ciągle jest mniej?), pranie, prasowanie, gotowanie...
Po powrocie z konferencji robiłam krokiety i piekłam ciasta.
I zastanawiałam się potem, do jakiego stopnia moja potrzeba gotowania i pieczenia bierze się z tego, że to lubię, a w jakim stopniu jest reakcją na moje wyrzuty sumienia, że tak mało mnie w domu, że w październiku byłam mamą nieobecną, a potem próbuję ciastami, babeczkami, sajgonkami rekompensować to moim chłopakom - ale tak się nie da.
Na pociechę czytam strasznie dużo, kupiłam sobie czytnik, czytam quebeckie powieści, czytam polską, francuską i włoską klasykę, opowiadania. Mogłabym spać zamiast czytać, ale jakoś nie zawsze potrafię od razu zasnąć, nawet, jak jestem strasznie zmęczona.
Dziś wolny od pracy dzień spędziłam na poszukiwaniach spodni w gigantycznym rozmiarze - dla mojego taty. W końcu kolega polecił mi mały sklep w starej dzielnicy, okazało się, że tam mają wszystko, gdybym zaczęła od tego sklepu - zaoszczędziłabym sporo czasu. Ale pewnie wtedy nie ujrzałabym szaro-czarnej torebki, która fantastycznie pasuje do moich sukienek. Choć z torebką muszę poczekać do grudnia - obiecałam sobie, że w listopadzie niczego sobie nie kupię i już widzę, że będzie ciężko, a do końca miesiąca jeszcze sporo zostało.
Ach, to nasze kobiece zabieganie.. zawsze jest coś do zrobienia, załatwienia, napisania, zawsze jest coś ważniejszego od tego, żeby się choć raz porządnie wyspać. a potem chodzimy nieprzytomne, złe, rozdrażnione.. wiesz, czego życzę na listopad? duuużo snu i przede wszystkim dużo czasu na bycie mamą obecną :* pozdrawiam wieczorowo :*
OdpowiedzUsuńListopad mogłabym przespać, zimę mogłabym przespać, ale są właśnie sprawy, które spać nie pozwalają, te ważne i ważniejsze... Byle do ferii ;)
UsuńPokaż subtelnie torebkę mężowi ;)
OdpowiedzUsuńcosik z tym spaniem i mnie męczy, wieczorem umysł nie chce sie wygasić a rano brakuje tych paru godzin, by wypoczął...
Pewnie Twe zmęczenie przekłada się i na chłopców, mimowolnie, to i mają te trudniejsze dni - moi tak samo... Pozostaje zwolnić... lub przeczekać :)
Mąż ma alergię na torebki ;) Święte słowa, moje niewyspanie doskonale widać na chłopcach, mój paskudny nastrój potęguje ich nieciekawe nastroje, wiem, ale nie zawsze mogę na to wpłynąć. Raczej przeczekanie zostaje, zwolnię chyba dopiero po świętach.
UsuńUważam, że kobietom naprawdę o wiele trudniej jest pogodzić życie zawodowe z rodzinnym ... nic nie powinno odbywać się kosztem zdrowia, te problemy z zaśnięciem mimo zmęczenia to klasyczne objawy przepracowania, przeciążenia. Zwolnj tak mocno jak się da Rosomaczko ... Miłego weekendu :))
OdpowiedzUsuńPróbuję, ale już bardziej zwolnić nie umiem, mam tylko nadzieję, że na listopad wystarczy sił, w grudniu będą święta, a potem, po styczniu, ferie...
UsuńKurczę za dużo tego... :) Pozdrawiam Gorąco :*
OdpowiedzUsuńCodzienność taka intensywna, życie.
Usuń